Początek turystycznego sezonu okazał się klapą

Zima zaczęł się w Beskidach fatalnie. W święta Bożego Narodzenia i Sylwestra było w górch szaro, buro i deszczowo, śnieg leżał tylko na niektórych wyżej  położonych stokach. - Turystów przyjechało sporo, ale większość jest zawiedziona, bo nie ma śniegu - mówiła Urszula Zwijas z Biura Informacji Turystycznej "Haro" w Ustroniu.
Nowy rok witały w Beskidach tysiące Polaków, ale tym razem nie było żadnych kłopotów ze znalezieniem kwatery. Część turystów - zwłaszcza amatorów białego szaleństwa - w ostatniej chwili rezygnowała nawet z rezerwacji.
- Brak śniegu zdecydowanie wpływa na frekwencję. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów na Sylwestra mamy jeszce wolne miejsca noclegowe. Zwykle po świętach organizowaliśmy dłuższe, kilkudniowe turnusy. Dzisiaj sprzedajemy pojedyncze noclegi i nie mamy jeszcze kompletu. Przyznam, że nie pamiętam takiej sytuacji - mówił w przeddzień Sylwestra Rudolf Holeksa, wiceprezes klubu Beskidu Brenna, klubu, który przy miejscowej hali sportowej prowadzi kameralny hotelik.
W katastroficznej sytuacji znaleźli się właściciele beskidzkich ośrodków narciarskich. Jesienna aura sprawiła, że na najlepszych trasach nie pomagały nawet systemy naśnieżania. Sztuczny puch rozdmuchiwał wiatr, reszta śniegu pod wpływem dodatniej temperatury szybko topniał. W efekcie czynne wyciągi można było policzyć na palcach jednej ręki. Na stokach panowały bardzo trudne warunki, a pojeździć na nartach dało się jedynie w najwyższych partiach gór.
- Z reguły o tej porze roku oferujemy znacznie więcej tras, ale w tej chwili czynna jest tylko sztucznie naśnieżana, czarna trasa odcinku tysiąca metrów, nienadająca się dla początkujących narciarzy. Dlatego niecierpliwie czekamy na zmianę pogody. Gdyby przynajmniej pryszedł mróz, można by sztucznie naśnieżyć pozostałe stoki - mówiła Helena Dubiel z ośrodka narciarskiego na Soszowie w Wiśle.